Nie, to nie jest wiersz.
Chyba nie chcesz wiedzieć czym to jest.
Rzeczywistości, czym jesteś?
Przekleństwem w mowie człowieczej!
Strachem?
Tak, przed ciemnością i samotnością.
Spójrz na rządzę mordu w jego oczach!
To świat, obłudny, zakłamany, splugawiony.
To źródło od którego próbuję uciec.
Widzisz mnie?
Odzwierciedlenie mojej duszy.
Wolnej... w ciele spętanym codziennością.
Upadam, nie pierwszy, nie ostatni raz.
Powstaję.
Możesz zniszczyć moje ciało,
uderzyć w twarz,
cisnąć o ścianę.
Jednak spójrz w moje oczy.
Z ostatnim oddechem zajdą mgłą.
Zanim zatopię się w objęciach Morfeusza
spójrz w nie jeszcze raz.
To wolność czai się pod powiekami.
W oczach, w magicznych wrotach do rzeczywistości.
Otwórz Oczy
Make "someday" today.
sobota, 26 czerwca 2010
piątek, 4 czerwca 2010
chyba już nawet nie mam siły pisać. mogłabym całą noc przeleżeć wpatrując się w jeden punkt, to chore. jestem taka wyobcowana. mój strach przed światem drastycznie się pogłębił, nie potrafię tego zatrzymać. już nie wiem co mam robić. wszystko co myślę przelewam na papier, kiedyś to pomagało. teraz to tylko pojedyncze zdania bez ładu i składu. brak w tym harmonii. obudź się! już nawet brak gwiazd na wieczornym niebie, tylko dźwięki Nirvany przerywają wszechogarniającą ciszę. Kurt, dlaczego sam odebrałeś sobie życie? muzyka zapewnia chwilowe ukojenie. chodźmy wpatrywać się w cuda dzisiejszej nocy.
środa, 2 czerwca 2010
god damn, jesus fucking christ almighty...
love me, me, me, we could go on a trial basis, please...
i don't care if it's the-out-of-the-in crowd, a gang, a reason to smile...
i won't smother you, ah, shit, shit, please...
i want to be accepted;
i'll wear any kind of clothes you want.
I'm so tired of crying and dreaming...
i'm so alone.
is there anyone out here?
love me, me, me, we could go on a trial basis, please...
i don't care if it's the-out-of-the-in crowd, a gang, a reason to smile...
i won't smother you, ah, shit, shit, please...
i want to be accepted;
i'll wear any kind of clothes you want.
I'm so tired of crying and dreaming...
i'm so alone.
is there anyone out here?
czwartek, 21 stycznia 2010
Życie oczami F.
Początek i koniec.
Krew i pył.
Tyle wiem.
Resztę wyznaczam sama.
Zdobywam, upadam,
wyzywam, przeklinam.
Całkowity brak pokory.
To jest moje.
Osobiste życie.
Co za obrzydliwy egoizm,
żyć dla siebie... ach to ja!
Tak.
Kiedy nie kocham.
Gdy moje życie nie jest najważniejsze,
czy to miłość?
Jestem dobra czy zła?
W środku wszechświata.
Nie biała, nie czarna,
w odcieniach szarości.
Już nie żyję dla siebie.
Teraz moje istnienie kończy się
wraz z sumą Twoich oddechów.
Czy to miłość?
Krew i pył.
Tyle wiem.
Resztę wyznaczam sama.
Zdobywam, upadam,
wyzywam, przeklinam.
Całkowity brak pokory.
To jest moje.
Osobiste życie.
Co za obrzydliwy egoizm,
żyć dla siebie... ach to ja!
Tak.
Kiedy nie kocham.
Gdy moje życie nie jest najważniejsze,
czy to miłość?
Jestem dobra czy zła?
W środku wszechświata.
Nie biała, nie czarna,
w odcieniach szarości.
Już nie żyję dla siebie.
Teraz moje istnienie kończy się
wraz z sumą Twoich oddechów.
Czy to miłość?
piątek, 8 stycznia 2010
Serce
Gdzie jesteś?
Prosiłam, nie odchodź!
Dlaczego nie słuchasz?!
Gdzie jesteś!?
Nie...
Proszę, to nie może być miłość.
Błagam Cię!
Wróć!
Nie moje drogie, nie zakochuj się.
Znowu będziesz cierpieć, będę Cię leczyć długimi latami.
Już kiedyś składałam Cię po kawałeczku.
Ratowałam Cię, będąc cała w krwi.
Serce nie kochaj, proszę!
Drugi raz nie będę mieć siły przez lata walczyć ze śmiercią.
Przecież dobrze wiesz, że Cię zrani!
To nasz koniec, bo ja nie potrafię już pokochać.
Żegnaj.
Umysł
niedziela, 22 listopada 2009
***
Powiedz,
ile razy można roztrzaskać swoje serce,
o ostrą krawędź miłości?
Ile razy potem je składać
bukietem róż i szeptem ,,przepraszam"?
Powiedz,
ile mam jeszcze płakać,
nim zauważysz moje cierpienie?
Ile razy mam jeszcze umierać,
od każdego krzyku w gniewie?
Być może nie mamy już dużo czasu,
który skracasz o godziny swojego milczenia,
mojego potępienia.
To zazdrość która czai się za rogiem,
to ona odpycha Cię w przeciwną stronę-
wciąż dalej ode mnie.
Nie jestem obojętna,
podążam za tobą,
jak ślepiec, jak głupiec,
który ufa twoim słowom.
Jeśli ,,kocham" to obłuda... kłam dalej.
Byleby wyznanie słodko zatopiło się w pamięci.
Bo powiedz,
ile razy można roztrzaskać swoje serce?
ile razy można roztrzaskać swoje serce,
o ostrą krawędź miłości?
Ile razy potem je składać
bukietem róż i szeptem ,,przepraszam"?
Powiedz,
ile mam jeszcze płakać,
nim zauważysz moje cierpienie?
Ile razy mam jeszcze umierać,
od każdego krzyku w gniewie?
Być może nie mamy już dużo czasu,
który skracasz o godziny swojego milczenia,
mojego potępienia.
To zazdrość która czai się za rogiem,
to ona odpycha Cię w przeciwną stronę-
wciąż dalej ode mnie.
Nie jestem obojętna,
podążam za tobą,
jak ślepiec, jak głupiec,
który ufa twoim słowom.
Jeśli ,,kocham" to obłuda... kłam dalej.
Byleby wyznanie słodko zatopiło się w pamięci.
Bo powiedz,
ile razy można roztrzaskać swoje serce?
poniedziałek, 9 listopada 2009
Ostatnie spojrzenie
To chyba wtedy zdałam sobie sprawę, że ostatni raz patrzę w twoje oczy, zachwycające bogactwem bursztynu.
To chyba wtedy kiedy te oczy bez powodu napełniły się łzami niosąc za sobą potok rozpaczy.
To chyba wtedy kiedy niebo było czerwone od krwi, a krople-jak łzy spadały ciężko, niosąc z sobą nieprzyjemny dreszcz strachu.
To tej nocy ostatni raz otuliłeś mnie silnymi ramionami, skutecznie odgrodziłeś od niepokoju, ale on teraz jest za mną, depcze po piętach, czuję jego oddech za plecami i przyspieszam kroku.
To tej nocy ostatni raz otuliłeś mnie silnymi ramionami, skutecznie odgrodziłeś od niepokoju, ale on teraz jest za mną, depcze po piętach, czuję jego oddech za plecami i przyspieszam kroku.
Przed nim nie ucieknę!
Bo Ciebie już nie ma!
Jesteś wiatrem, więc czego mogłam się spodziewać?
Że Cię złapię, przytrzymam mocno i na zawsze przy mnie zostaniesz?
Tylko czemu to tak boli?
Każdy oddech z trudem łapanego powietrza.
Dlaczego krztuszę się własną rozpaczą?
Dlaczego w oczach błyszczą łzy?
Bo Cię kocham.
A Ty jesteś wolny.
Wychylam się.
Chcę poczuć wiatr we włosach,
wiatr na twarzy , delikatnie muska policzki osuszając je od łez.
To Ty nie pozwalasz mi płakać, dłońmi ocierając łzy.
Szepczesz na ucho ,,wszystko będzie dobrze"
i chociaż wiem, że łgasz, to kłamstwo słodko zatapia się w pamięci.
Bądź ze mną choćby w snach.
Kochaj mnie choćby to była tylko gra.
A każdy podmuch wiatru będę traktować jak symbol miłości...
bo Ciebie już nie ma.
Opętanie
Jesteś z siebie zadowolony?
Teraz płakałam razem z niebem, ja nad sobą, niebo nade mną.
Każdym krokiem oddalasz się, każdym krokiem sprowadzasz na mnie bolesną śmierć.
Ty zawsze byłeś wolny, jesteś wolny, jesteś wiatrem.
Całą nadzieję pokładam w deszczu, chcę się z nim połączyć, tylko to trzyma mnie przy życiu.
Będę chmurą delikatnie muskaną przez ciebie, na zawsze połączeni delikatną pieszczotą moich kropli, kiedyś to były łzy. Będę szczęśliwa, bo nigdy mnie nie opuścisz, będziesz delikatną bryzą nad bezkresnym oceanem, tornadem, a w końcu tym który nadaje mi kierunek, tym który nadaje sens mojemu istnieniu.
To tylko marzenia, sen przyćmiewający rzeczywistość w obłąkanym umyśle.
Kiedy się odwrócę widzę twoją twarz, rysunek ust, które kiedyś były tak blisko moich pozostawiając na nich ciepły odcisk twego ciała, spojrzenie brązowych oczu, kiedyś to ja byłam w nich odbiciem, wesołe iskierki, które w nich widziałam-były tylko moje, ale Ty odchodzisz i nie mogę Cię zatrzymać, dziś jeszcze się uśmiechasz, ale w twoich oczach jest wiatr, a Ty za nim podążasz, każdym krokiem zabijając mnie.
Miłość to opętanie!
Teraz płakałam razem z niebem, ja nad sobą, niebo nade mną.
Każdym krokiem oddalasz się, każdym krokiem sprowadzasz na mnie bolesną śmierć.
Ty zawsze byłeś wolny, jesteś wolny, jesteś wiatrem.
Całą nadzieję pokładam w deszczu, chcę się z nim połączyć, tylko to trzyma mnie przy życiu.
Będę chmurą delikatnie muskaną przez ciebie, na zawsze połączeni delikatną pieszczotą moich kropli, kiedyś to były łzy. Będę szczęśliwa, bo nigdy mnie nie opuścisz, będziesz delikatną bryzą nad bezkresnym oceanem, tornadem, a w końcu tym który nadaje mi kierunek, tym który nadaje sens mojemu istnieniu.
To tylko marzenia, sen przyćmiewający rzeczywistość w obłąkanym umyśle.
Kiedy się odwrócę widzę twoją twarz, rysunek ust, które kiedyś były tak blisko moich pozostawiając na nich ciepły odcisk twego ciała, spojrzenie brązowych oczu, kiedyś to ja byłam w nich odbiciem, wesołe iskierki, które w nich widziałam-były tylko moje, ale Ty odchodzisz i nie mogę Cię zatrzymać, dziś jeszcze się uśmiechasz, ale w twoich oczach jest wiatr, a Ty za nim podążasz, każdym krokiem zabijając mnie.
Miłość to opętanie!
Prolog
To było zaskakujące, przeraźliwie obce a jednak tak bliskie...
Nie mogłam się od tego uwolnić, To niosło mnie ku niebu trzymając tak mocno na ziemi, oplotło mnie silnymi ramionami, nie chciało mnie uwolnić, było takie nierealne mimo oddechu na szyi i dreszczu na plecach.
A ja?
Stałam i szlochałam, nie próbowałam się poruszyć, To mnie trzymało.
Słone łzy same spływały po twarzy i mieszały się z deszczem skutecznie rozmazując makijaż.
Stałam z Tym chociaż oni Tego nie widzieli... są ślepi.
Patrzyli z politowaniem na moją twarz, na czarne smugi tuszu, szklące się oczy które przez łzy widziały tych głupców, usta wygięte w niemym wyrazie rozpaczy, ramiona wstrząsane niepohamowanym szlochem, na sukienkę mokrą od deszczu i łez, przyklejoną do ciała.
Oni nie chcieli mnie widzieć, odwracali wzrok oszukując samych siebie... to nie moja sprawa.
A ja?
Skuliłam się w sobie, poddając się rozpaczy, nie próbowałam jej powstrzymać a ona zawładnęła mną całą, ogarniając duszę i ciało, tłamsząc inne uczucia.
Płakałam, bo wiedziałam, że To odejdzie... już niedługo pozostawiając mnie samą... na zawsze... i już nigdy nie oderwę się od ziemi.
To mnie zostawi tak jak Ty.
Bo To miłość.
A moja miłość to Ty.
Nie mogłam się od tego uwolnić, To niosło mnie ku niebu trzymając tak mocno na ziemi, oplotło mnie silnymi ramionami, nie chciało mnie uwolnić, było takie nierealne mimo oddechu na szyi i dreszczu na plecach.
A ja?
Stałam i szlochałam, nie próbowałam się poruszyć, To mnie trzymało.
Słone łzy same spływały po twarzy i mieszały się z deszczem skutecznie rozmazując makijaż.
Stałam z Tym chociaż oni Tego nie widzieli... są ślepi.
Patrzyli z politowaniem na moją twarz, na czarne smugi tuszu, szklące się oczy które przez łzy widziały tych głupców, usta wygięte w niemym wyrazie rozpaczy, ramiona wstrząsane niepohamowanym szlochem, na sukienkę mokrą od deszczu i łez, przyklejoną do ciała.
Oni nie chcieli mnie widzieć, odwracali wzrok oszukując samych siebie... to nie moja sprawa.
A ja?
Skuliłam się w sobie, poddając się rozpaczy, nie próbowałam jej powstrzymać a ona zawładnęła mną całą, ogarniając duszę i ciało, tłamsząc inne uczucia.
Płakałam, bo wiedziałam, że To odejdzie... już niedługo pozostawiając mnie samą... na zawsze... i już nigdy nie oderwę się od ziemi.
To mnie zostawi tak jak Ty.
Bo To miłość.
A moja miłość to Ty.
Subskrybuj:
Posty (Atom)