poniedziałek, 9 listopada 2009

Ostatnie spojrzenie

To chyba wtedy zdałam sobie sprawę, że ostatni raz patrzę w twoje oczy, zachwycające bogactwem bursztynu.
To chyba wtedy kiedy te oczy bez powodu napełniły się łzami niosąc za sobą potok rozpaczy.
To chyba wtedy kiedy niebo było czerwone od krwi, a krople-jak łzy spadały ciężko, niosąc z sobą nieprzyjemny dreszcz strachu.
To tej nocy ostatni raz otuliłeś mnie silnymi ramionami, skutecznie odgrodziłeś od niepokoju, ale on teraz jest za mną, depcze po piętach, czuję jego oddech za plecami i przyspieszam kroku.
Przed nim nie ucieknę!
Bo Ciebie już nie ma!
Jesteś wiatrem, więc czego mogłam się spodziewać?
Że Cię złapię, przytrzymam mocno i na zawsze przy mnie zostaniesz?
Tylko czemu to tak boli?
Każdy oddech z trudem łapanego powietrza.
Dlaczego krztuszę się własną rozpaczą?
Dlaczego w oczach błyszczą łzy?
Bo Cię kocham.
A Ty jesteś wolny.
Wychylam się.
Chcę poczuć wiatr we włosach,
wiatr na twarzy , delikatnie muska policzki osuszając je od łez.
To Ty nie pozwalasz mi płakać, dłońmi ocierając łzy.
Szepczesz na ucho ,,wszystko będzie dobrze"
i chociaż wiem, że łgasz, to kłamstwo słodko zatapia się w pamięci.
Bądź ze mną choćby w snach.
Kochaj mnie choćby to była tylko gra.
A każdy podmuch wiatru będę traktować jak symbol miłości...
bo Ciebie już nie ma.

Opętanie

Jesteś z siebie zadowolony?
Teraz płakałam razem z niebem, ja nad sobą, niebo nade mną.
Każdym krokiem oddalasz się, każdym krokiem sprowadzasz na mnie bolesną śmierć.
Ty zawsze byłeś wolny, jesteś wolny, jesteś wiatrem.
Całą nadzieję pokładam w deszczu, chcę się z nim połączyć, tylko to trzyma mnie przy życiu.
Będę chmurą delikatnie muskaną przez ciebie, na zawsze połączeni delikatną pieszczotą moich kropli, kiedyś to były łzy. Będę szczęśliwa, bo nigdy mnie nie opuścisz, będziesz delikatną bryzą nad bezkresnym oceanem, tornadem, a w końcu tym który nadaje mi kierunek, tym który nadaje sens mojemu istnieniu.
To tylko marzenia, sen przyćmiewający rzeczywistość w obłąkanym umyśle.
Kiedy się odwrócę widzę twoją twarz, rysunek ust, które kiedyś były tak blisko moich pozostawiając na nich ciepły odcisk twego ciała, spojrzenie brązowych oczu, kiedyś to ja byłam w nich odbiciem, wesołe iskierki, które w nich widziałam-były tylko moje, ale Ty odchodzisz i nie mogę Cię zatrzymać, dziś jeszcze się uśmiechasz, ale w twoich oczach jest wiatr, a Ty za nim podążasz, każdym krokiem zabijając mnie.
Miłość to opętanie!

Prolog

To było zaskakujące, przeraźliwie obce a jednak tak bliskie...
Nie mogłam się od tego uwolnić, To niosło mnie ku niebu trzymając tak mocno na ziemi, oplotło mnie silnymi ramionami, nie chciało mnie uwolnić, było takie nierealne mimo oddechu na szyi i dreszczu na plecach.
A ja?
Stałam i szlochałam, nie próbowałam się poruszyć, To mnie trzymało.
Słone łzy same spływały po twarzy i mieszały się z deszczem skutecznie rozmazując makijaż.
Stałam z Tym chociaż oni Tego nie widzieli... są ślepi.
Patrzyli z politowaniem na moją twarz, na czarne smugi tuszu, szklące się oczy które przez łzy widziały tych głupców, usta wygięte w niemym wyrazie rozpaczy, ramiona wstrząsane niepohamowanym szlochem, na sukienkę mokrą od deszczu i łez, przyklejoną do ciała.
Oni nie chcieli mnie widzieć, odwracali wzrok oszukując samych siebie... to nie moja sprawa.
A ja?
Skuliłam się w sobie, poddając się rozpaczy, nie próbowałam jej powstrzymać a ona zawładnęła mną całą, ogarniając duszę i ciało, tłamsząc inne uczucia.
Płakałam, bo wiedziałam, że To odejdzie... już niedługo pozostawiając mnie samą... na zawsze... i już nigdy nie oderwę się od ziemi.
To mnie zostawi tak jak Ty.
Bo To miłość.
A moja miłość to Ty.